fbpx

Skąd się bierze depresja?

Moje antydepresanty nie działają. Pomocy!

 

Ten, kto znajdzie skuteczne lekarstwo na depresję ma szanse stać się psychologicznym celebrytą.  Mogę sobie wyobrazić, jak Woody Allen robi o takim człowieku kolejny film, widzę memy w Internecie, może ktoś wyleczony napisze piosenkę.

No tak, lekki ton, a czy z depresji można żartować? Z samej depresji pewnie nie, z tego, co myślimy o jej przyczynach już tak. O tym, jak potwornym cierpieniem może być depresja wiedzą ci, którzy jej doświadczyli. I jak rozpaczliwie szukają sposobów, żeby wyzdrowieć. Jak próbują kolejnych leków w nadziei, że któryś zadziała. Czasami lęk dosłownie przywraca człowieka życiu, czasami ma pomóc wstać z łóżka, uśmiechnąć się, przestać się bać, móc zasnąć i nie zbudzić się spoconym, z sercem bijącym jak oszalałe.

Drugim tematem, który zajmuje wszystkich zainteresowanych jest to, skąd właściwie bierze się depresja. Bo jeśli będziemy wiedzieli „skąd”, znajdziemy również sposób na „jak leczyć”.

Najlepsze są proste wyjaśnienia. Najprościej więc uznać, że chemia mózgu oszalała (nie człowiek, nie, nie), dopamina, endorfina, że może jest gen odpowiedzialny za pojawienie się depresji. Miałoby to sens zwłaszcza wówczas, kiedy więcej niż jedna osoba w rodzinie cierpi z powodu depresji. Wtedy to „musi” być biologia, genetyka. Wtedy też depresja wydaje się przychodzić z zewnątrz. Jak każda inna choroba spada na człowieka, jest z nim, ale nie jest nim. Leczymy chorobę, leczymy więc lekami.

„W świetle współczesnych badań depresja jest powodowana przez kombinację czynników środowiskowych i genetycznych. Leczenie w związku z tym przynosi najlepsze efekty, kiedy adresuje oba te czynniki i bierze pod uwagę osobistą historię człowieka. Problem z leczeniem farmakologicznym depresji polega na tym, że proponuje ono jedno rozwiązanie, które ma być odpowiednie dla wszystkich, ignorując pozostałe, indywidualne czynniki ją wywołujące.” (link do tekstu poniżej)

W tym rozumieniu leki mogą być bardzo pomocne, czasami konieczne. Ale trudno sobie wyobrazić, żeby można się „wyleczyć” z depresji jedynie przy ich pomocy.

Czasami może właśnie o to chodzi? Może pojawia się fantazja, że depresja jest relatywnie niewielką cenę za możliwość milczenia i nie przyglądania się temu, co kiedyś nas bardzo zraniło? I co rani nadal?